Muzyka

czwartek, stycznia 19, 2012

II - Początki

Dzisiejsza noc była straszna. Bezsenna. Mówi się przecież, że jak człowiek chory, to potrzebuje snu. Widocznie mi to jakoś nie leży. Może za dużo rozmyślałem, jak zwykle przecież. Kto wie. Dlatego, żeby już dzisiaj spać spokojnie, zamieszczam kawałek opo. 
~~~~~~
Otworzyłem oczy. Usiadłem i postawiłem nogi na podłogę. Wymacałem ręką walającą się pod kołdrą koszulę i zarzuciłem ją na siebie nie zapinając guzików. Na zewnątrz prawdopodobnie było ciemno, ale na wszelki wypadek spojrzałem na zegar. Siedemnasta dwadzieścia cztery. Muszę przyznać, że po wciśnięciu przycisku odsłaniania okien stałem się niespokojny, zacząłem się denerwować. Cały stres uszedł jednak już po chwili, gdy za oknem ujrzałem jedynie blask tutejszych świateł. Co za ulga.
Przeciągnąłem się i ziewnąłem. Z tego, co zdążyłem zauważyć, budynek, w którym się znajdowałem był dość wysokim wieżowcem (ach, te widoki).  Pokoje były urządzone naprawdę ładnie, przynajmniej na moje oko i gust. Minimalizm i tradycjonalizm w jednym. Średniej wielkości, prosta szafka sięgająca mi do pasa, półka z paroma książkami wisząca nad łóżkiem, które stało przy ścianie naprzeciwko otwartych, ciemnobrązowych drzwi, szafka nocna z jedną szufladą, dwa krzesła ze zdobionymi oparciami przysunięte do małego stolika, przy którym mogłem usiąść i obserwować świat na zewnątrz przez ścianę złożoną z wielkich okien, u których góry widać było małe paski - pozostałości żaluzji. To wszystko na sypialnię o wymiarach pięć na sześć metrów. Mimo tego, iż całe mieszkanie wyglądało podobnie, tylko w tym pokoju czułem się tak bezpiecznie i przytulnie. Może to przez ten biały dywanik leżący na podłodze, który tak miło łaskotał w stopy.
Przede mną była jeszcze cała noc. Nie miałem pojęcia, od czego powinienem zacząć. Uczucie posiadania przed sobą tak ogromnej ilości czasu już dawało mi się we znaki. Właśnie tego tak bardzo się obawiałem. Zniewolenia przez to jedno uczucie, paraliż i wciąż utrzymujący się wewnętrzny niepokój, lęk przed wiecznością.
To był dopiero pierwszy dzień mojego nowego istnienia, a już myślałem o czymś takim.
Zawsze deliberowałem o wiele więcej, niż powinienem. To tylko mnie wyniszczało.
W każdym bądź razie, by nie marnować sobie reszty nocy postanowiłem się zrelaksować. Jeszcze ten dzień pozostałem w mieszkaniu, tak dla bezpieczeństwa i przyzwyczajenia się do stanu, w którym się znajdowałem.
Sprawdziłem łazienkę. Na wannie umieszczona była ruchoma klapa, dzięki której można było całkowicie ją przykryć. Przydatna rzecz. Odkryłem wannę i odkręciłem ciepłą wodę. Gdy poziom cieczy w wannie się podnosił, poszedłem do sąsiedniego, małego pokoju z szafą i regałem. To miał być chyba schowek, ale nie do końca wyszedł jego twórcom. Zacząłem przeszukiwać meble w poszukiwaniu jakichś dobrych, zarówno pod względem rozmiaru jak i stylu, ubrań. Zatkało mnie.
W środku szafy znalazłem moją odzież. Ubrania z czasów pierwszego życia. Nie miałem pojęcia, skąd się tam wzięły. Komu chciało się je przenosić, specjalnie dla mnie, aż tutaj, do punktu oddalonego o jakieś dziewięć tysięcy kilometrów od miejsca mojej śmierci?
Widocznie komuś się chciało. Zastanawianie się nad tym nic by nie dało, więc wziąłem pierwsze lepsze bokserki, jedną z moich ulubionych bluzek w nadruki w stylu visu, spodnie z odpinanymi nogawkami i czarny, dłuższy, rozpinany sweterek i zaniosłem je do łazienki. Pogrzebałem chwilę w szafce przy wannie i znalazłem płyn do kąpieli. Wlałem około dwóch nakrętek, po czym poszedłem do salonu.
Był niesamowicie duży. Na samym środku pokoju stała kanapa obita czarną skórą, a przed nią niski stół ze szklanym blatem. Po prawej stronie, w rogu, tuż przy oknie, które robiło za ścianę znajdowała się serwantka i barek. Dziwne było to, że na całej powierzchni tego mieszkania nie znalazłem kuchni. Tuż za drzwiami do salonu stało małe biurko. Zacząłem szukać w nim czegoś ciekawego, co mogłoby mi pomóc spędzić ciekawie czas.
Z dolnej szuflady wyciągnąłem laptop. Zupełnie nowy, nieużywany. Włączyłem go i postawiłem na podłodze przy drzwiach. Zanim się uruchomił wyjąłem z barku różowe, półsłodkie wino i nalałem do wysokiego, zwężającego się ku górze kieliszka, który znalazłem w serwantce. Wziąłem butelkę z winem razem z kieliszkiem i zaniosłem je do łazienki. Gdy sprawdziłem stan baterii w laptopie (pełna), zrobiłem z nim to samo.
Zasłoniłem wszystkie okna i zamknąłem się w łazience. Zrzuciłem z siebie koszulę i przystanąłem na moment przed lustrem, które rozciągało się szerokim pasem po całej ścianie nad umywalką.
Miałem inne oczy. Bardziej... obojętne. Odległe, obce. I smutne. Ta osoba... może już nie byłem w pełni sobą? Nie wiem tego do tej pory. Ale jestem pewien, że się zmieniłem.
Poza oczami i tym, że trochę urosły mi włosy nie odnotowałem żadnych innych zmian w swoim wyglądzie. Położyłem laptop na klapie, którą zasunąłem do połowy, zdjąłem spodenki i wsunąłem się do wody. Po raz pierwszy od przebudzenia poczułem ciepło. Brakowało mi tego.
Odetchnąłem, podniosłem naczynie z podłogi i wziąłem z niego łyk, po czym zacząłem szukać informacji o mieście, w którym się znajdowałem. Muszę od czegoś zacząć. Czas zakończyć początki i wejść w dalszy etap drugiego życia.
~~~~~~
Miłego wieczoru.
~Yukio

1 komentarz:

  1. OMG.!I część mi się nie podobała ale ta naprawdę jest świetna normalnie już bym książke chciała a jak mówiłam jestem wymagająca :*

    OdpowiedzUsuń