Muzyka

środa, stycznia 25, 2012

VI - Klucz

Więc. To mnie ogarnęło. Jednak zmieniło się. To nie to samo uczucie. To nie taka sama pustka i tylko pustka. Pośrodku niej istnieje ucisk. Czasem, gdy nasili się bardziej niż zwykle jest on niemalże duszący.Tak cholernie boli.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przebudziłem się. Z tego co pamiętam, zasnąłem przed ósmą, tuż po podłączeniu baterii laptopa do kontaktu, który znalazłem za łóżkiem. 
Nie miałem jak sprawdzić, czy słońce już zaszło, a nie chciałem wychodzić z pokoju, więc znowu został mi tylko komputer. Podniosłem się do pozycji siedzącej i zauważyłem coś na stole. Oprócz laptopa leżało tam coś jeszcze. Butelka i kartka. 
Wstałem i wziąłem butelkę do ręki. Była napełniona pod samą zakrętkę ciemną cieczą. Na kartce wydrukowane zostały słowa :
"Pierwsza i ostatnia darmowa noc z żywieniem w "S'il le faut" została wykorzystana. Jeśli chcesz zostać u nas na dłużej, musisz wpłacić pieniądze za pobyt u recepcjonistki. Wszelkie informacje dostępne także u niej." 
Nie dość, że dziwne słownictwo i stylistyka, to jeszcze "żywienie". Skąd mogli wiedzieć czym dokładnie jestem? Czym karmi się moja rasa? Kto i ile o mnie wie? Do ilu osób rozeszła się wiadomość o moim pobycie tutaj? 
Zacząłem się denerwować. Sam wiedziałem o sobie tak mało, a wyglądało na to, że niektórzy, których nawet nie znam mieli o mnie wiele informacji. 
Okręciłem butelkę dokoła obserwując dokładnie, czy nie zostało na niej nic napisane.
Na spodzie, małymi literami czyjaś niepewna ręka umieściła napis "krew 0Rh+".
Świetnie, krew uniwersalnego dawcy. Czyli może nie wiedzieli o mnie aż tyle, ile się martwiłem.
Postanowiłem zachować ją na później, gdy naprawdę będzie mi potrzebna.
Jeszcze nie potrzebowałem jej aż tak bardzo, choć czułem się o wiele słabiej niż pierwszego dnia po przebudzeniu i zaczynałem odczuwać delikatne ssanie głodu.
O czternastej siedem wyłączyłem laptop, po czym schowałem go z ładowarką do torby. Butelka z krwią ledwo co się zmieściła, aż zacząłem się zastanawiać, czy nie wyjąć wina. Uregulowałem pasek w sportowej torbie i przewiesiłem ją sobie przez ramię. Wziąłem walizkę w dłoń, przekręciłem klucz w zamku po czym go z niego wyjąłem i otworzyłem drzwi pokoju. 
Moment. Jak wniesiono do pokoju butelkę z informacją, skoro cały czas miałem zamknięte drzwi a klucz znajdował się w drzwiach? 
Zastanawiałem się jak wiele istot, o których w życiu bym nawet nie pomyślał może istnieć. 
Zszedłem na dół i wszedłem do niepozornego holu. Świece w świecznikach były zgaszone, a drzwi, z których ostatnio wyłoniła się kobieta zamknięte. 
Delikatnie je uchyliłem. Pośrodku małego pomieszczenia stało zniszczone przez czas biurko, za którym siedziała "recepcjonistka". Jej wzrok znów był inny. Tym razem nieobecny, skierowany na mnie w taki sposób, jakby przebijał mnie na wylot i wypatrywał czegoś za moimi plecami. Podszedłem ostrożnie bliżej biurka, na którym położyłem klucz, tuż obok dłoni kobiety. Wolałem nie odwracać się do niej plecami i tyłem wyszedłem z pomieszczenia.
Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w stronę wyjścia z budynku. 
Dziś słońce miało zajść dopiero o siedemnastej dwadzieścia siedem. 
Gdy opuściłem "S'il le faut" było jeszcze całkowicie widno.
~~~~~~~~~~~~
Znów niezbyt długo. Muszę przestać pisać z ludźmi podczas tworzenia notek, lolz. ;  ;
Dobranoc. 
~Yukio

poniedziałek, stycznia 23, 2012

V - S'il le faut

Znowu czuję zbliżającą się niemiłosiernie pustkę, która wkroczy w me serce. Wywoła ona próżnię, niewrażliwość na uczucia i obojętność na wszystko, dosłownie wszystko. Jak zwykle. I za każdym razem mam nadzieję, że będzie on tym ostatnim. Nienawidzę tego stanu. Ale przynajmniej po nim mogę w pełni poczuć się szczęśliwym człowiekiem. Błędne koło, czyż nie? Smutek, by odczuć radość, szczęście, by móc zaczerpnąć powietrza smakującego rozpaczą i udręką.
De facto, nawet nie zauważamy tego typu zależności. Okrutne.
~~~~~~~~~
W odpowiedzi na pytanie pokazałem jej kartkę, na której zapisany był adres.
Podejrzewałem, że dobrze znała już ten charakter pisma. 
- Rozumiem - w momencie, gdy spojrzała na papier dostrzegłem błysku w jej oku - proszę za mną.
Zdecydowanie się ożywiła, nawet jej ruchy nabrały lekkości. Zacząłem rozmyślać, co mogło być tego powodem, jednak po chwili moją uwagę zwrócił na siebie wystrój pomieszczenia znajdującego się w głębi budynku, do którego wprowadziła mnie kobieta. 
Lakierowana, hebanowa podłoga i pąsowe ściany, dwoje ciemnych drzwi do zamkniętych pomieszczeń oraz prowadzące na piętro schody, zrobione z tego samego drewna, co posadzka, wiszące obrazy w okrągłych ramach w odcieniach kasztanu. Zamiast sufitu dostrzegłem  plafon - z jego środka zwisał świecznik, który pomagał dostrzec oczom niewidzącym w ciemności zarysy postaci na fresku oraz scen i osób przedstawionych na obrazach . Musiałem przyznać, iż był to naprawdę nietypowy wystrój.
Poszedłem za kobietą po schodach. Gdy spojrzałem na poręcz, miałem ochotę dotknąć wyrzeźbionych na niej elementów przypominających pąki kwiatów oraz pędy łodyg różnych roślin, niestety obie ręce miałem zajęte. Na ścianie przy schodach dostrzegłem kandelabry, prawdopodobnie nieużywane przez dłuższy okres czasu. Weszliśmy w długi korytarz. Niezliczona ilość drzwi, gorzej niż w budynku jakiegoś biura. Jedynymi drzwiami przyciągającymi spojrzenie na dłuższą chwilę były te na końcu korytarza - tak bogato zdobione, że śmiało mogę określić je przesadzonymi. 
Dostałem klucze do pokoju numer 57. 
Kobieta stała w miejscu i czekała, aż sam się ruszę. Czułem się nieswojo będąc uważnie przez nią obserwowanym przez całą drogę do odpowiedniego pomieszczenia. Dopiero, gdy zamknąłem za sobą drzwi odczułem pewnego rodzaju ulgę. 
Szafka z drzwiczkami i szufladą, pojedyncze łóżko i mały stolik były całym wyposażeniem pomieszczenia. Żadnych ozdób na ścianach, dywaników, nawet świecy. Nie było tu także okien. 
Która mogła być godzina? Możliwe, że dwudziesta trzecia, podsumowując czas stracony na wypytywaniu losowych ludzi na ulicy o adres. 
Czas w tym budynku zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Wydawało mi się, ze spędziłem tu już jakieś dobre półtorej godziny, ale to przecież niemożliwe. Prawdopodobnie to tylko dziesięć minut. 
Wyjąłem z torby laptop i wcisnąłem przycisk uruchamiania. Nie było tu nawet łazienki, w której mogłem posłuchać uspokajającego szumu lejącej się wody. Poszukałem jakichś ubrań na zmianę i przebrałem się, po czym usiadłem sobie wygodnie na łóżku i rozpocząłem kolejną noc mającą przynieść mi następną dawkę informacji, których tak rozpaczliwie potrzebowałem. Jeśli nie znalazłbym tego, czego szukałem, mój pobyt tutaj byłby czasem całkowicie straconym. A tego nie mógłbym sobie wybaczyć.
~~~~~~~~~
No więc.
Jakoś tak wszystko na dziś. ._. 
Bardziej opisowo i w ogóle. 
Jeny, to już zaczęło mnie pochłaniać.  ; ^ ; Idiotyczne poczucie nicości.
Ach, walić to. Trzymajcie się i nie zapomnijcie o umyciu ząbków. ; ^ ; (tak jakoś mnie naszło '^' )
Dobrej nocy. W sumie to już prawie ranek, ale mniejsza z tym.
~Yukio

niedziela, stycznia 22, 2012

IV - Kierunek

Ojej, minęły dopiero cztery dni, a już mam ponad sto wyświetleń... Dlatego też dziękuję wszystkim - zarówno tym, którzy tu weszli i nigdy więcej nie powrócą oraz tym, którzy mają zamiar nie zostawiać mnie w samotności z ciągle nowym towarzystwem. ;  ^  ;
I po raz drugi - jakże kochana Ciro - jezujezu dziękuję. ; ^ ; Tak, za reklamę i w ogóle za wszystko. Nawet za nie do końca świadome popchnięcie mnie ku założeniu tego bloga i rozpoczęciu pisania tych notek. Q^Q
A teraz uwaga, po raz kolejny, ale z wyszczególnieniem - Patrycjuś ♥ (ojej, nie mogłem się powstrzymać, by nie dodać tego serduszka Q^Q)
~~~~~~~~
W recepcji ludzie byli niesamowicie mili, oddałem im klucze i zacząłem wyciągać pieniądze do zapłacenia (wszystko co miałem znalazłem w mieszkaniu), jednak zostałem poinformowany, że ktoś zobowiązał się już do opłaty mojego pobytu tutaj przez okres nieokreślony. Czyli było tak, jak się spodziewałem.
Musieli wiedzieć, że się stąd wynoszę. 
Najgorsze było to, że nie wiedziałem dokładnie kim są i jaki mają cel w "opiekowaniu się" mną.
Dali mi wiele porad i wskazówek, jednak jedyna rzecz o nich, jakiej byłem pewien, to to, że byli podobni do mnie. Ale nie powiedziałbym, że tacy sami.
Wiedza zgromadzona za pierwszego życia mogła się w końcu do czegoś przydać.
Ludzie, pół-ludzie oraz inne istoty mogą zostać wskrzeszone po śmierci w okresie tygodnia od zgonu. Dokładnie sześćset cztery tysiące osiemset sekund. Ani jednej sekundy dłużej. Po tym okresie dusza opuszcza ciało i rozdziela się na części, które staną się elementem nowej istoty. Każda dusza jest inna - fragmenty każdej z nich będą odmiennej wielkości oraz będą stanowiły odrębną cząstkę dziedziny życia, umiejętności lub cechy charakteru.
Dobór takich części jest całkowicie losowy, nikt i nic nie może przewidzieć tego, jaką stworzą całość. Jedyne, co może później przekształcić fragmenty danego jestestwa to wychowanie i otoczenie, w jakim istota ta będzie się kształtować. Wszystkie bodźce odbierane przez poszczególny organizm stanowią nieodzowny segment wpływający na wciąż przeistaczający się świat stworzony z sieci nieustannie łączących się z sobą kawałków dusz.
Ja byłem jednym z tych, których dusze nie musiały rozpadać się po raz kolejny.
Miałem trwać w tym wszystkim do końca, na który niektórzy czekali już tysiące lat. Wciąż w tej samej formie. Żyjąc śmiercią.
Gdy przechodziłem przez przejście dla pieszych, na telebimie zamocowanym na rogu jakiegoś biurowca rozpoczęły się wiadomości. Dziewiętnasta? Dwudziesta?
Wiedziałem, że o tej porze nie znajdę ani pracy, ani mieszkania. 
Zdany byłem tylko i wyłącznie na kartkę, która miała być wskazówką w rozpoczęciu życia właśnie tutaj, w tym mieście.
Stwierdziłem, iż mam dość bezcelowego błądzenia na dzisiaj, więc udałem się pod wskazany na kartce adres, w którym prawdopodobnie miałem dostać porcję pożywienia i bezpłatne zakwaterowanie do następnego wieczora. Coś w stylu pomocy bezdomnym i ubogim, huh?Największym problemem w dotarciu do tego schronienia była numeracja domów i mieszkań oraz to, że praktycznie nigdzie nie było tabliczek z nazwami ulic. Na szczęście, wypytując wiecznie spieszących się ludzi napotkanych po drodze, udało mi się odnaleźć właściwe wejście. 
Bogato zdobione, ciężkie i masywne drzwi ledwo co ustąpiły mojemu pchnięciu. Wkroczyłem do pomieszczenia rozświetlonego blaskiem pięciu świec.
Z mroku, który panował za jedynym przejściem wgłąb budynku, wyszła mi na spotkanie młoda z wyglądu kobieta. Rysy jej twarzy były nieludzkie - nieładne, ale przyciągające uwagę i interesujące w taki sposób, że samo myślenie o tym, że ów wygląd nie był estetyczny, zaczęło mnie zawstydzać. 
Mimika kobiety zmieniła się nagle z chłodnej i bezlitosnej w ciepłe, przyjazne spojrzenie. 
Wąskie usta powoli ukazały rząd nierównych zębów, po czym z jej gardła wydobył się głos przypominający mi stare czasy i chorowitą panią, która uczyła mnie matematyki w szkole średniej.
 - Mogę Ci w czymś pomóc? - mimo dźwięcznej serdeczności w jej głosie dosłyszałem także nutę obojętności i niechęci.
~~~~~~~~~~~
Kończę to dość późno i muszę przyznać, iż nie mam przekonania co do dalszego opisu wydarzeń. Czuję, że tekst rozsypuje się pod moimi palcami po każdym naciśnięciu klawisza klawiatury. Q^Q
To chyba kryzys, lolol. >D
No nic, na razie nie jestem w stanie sobie z tym odczuciem poradzić, trudno. ^ ^"
Trzymajcie się i dobrej nocy
~Yukio

sobota, stycznia 21, 2012

III - Koniec początku

Mam jakiś taki nastrój, że aż naszła mnie ochota na wsadzenie tu jakichś emo-noci, lol. ._.
To na swój sposób smutne. Ech. Powstrzymam się jeszcze trochę, zobaczę, ile wytrzymam.  No a teraz jazda z tekstem. ._.
~~~~~~~~~~~~~~
Poczułem chłód na skórze. Przede mną stał laptop z czarnym ekranem. Czułem się ociężale. Odsunąłem od siebie klapę i wysunąłem się na zewnątrz, zręcznie przerzucając nogi przez krawędź wanny. Dziwnie łatwe poruszanie się - kolejna zmiana, którą zdążyłem zauważyć. Wziąłem ręcznik z suszarki i zacząłem rozcierać chłodną skórę. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że nic nie będzie już w stanie nadać memu ciału ciepła na stałe. 
Schyliłem się i chwyciłem pustą butelkę taczającą się po podłodze. Potrząsając nią lekko sprawdziłem, czy nie pozostały w niej choćby marne krople płynu. Niestety. Podniosłem stojący w rogu wanny tuż przy ścianie kieliszek i poszedłem odstawić rzeczy do kuchni, ale przypomniałem sobie, że przecież nie ma tu takiego pomieszczenia. 
Zostawiłem je w korytarzu. 
Wróciłem do łazienki i ubrałem się.
Było tak, jak się spodziewałem. 
Po wejściu do pokoju stwierdziłem, że na zewnątrz musiało być jasno. Z tego, co znalazłem w internecie tej nocy, słońce wschodziło o siódmej osiemnaście, a zachodziło o siedemnastej dwadzieścia pięć. Była piętnasta trzydzieści siedem. 
Nie mogłem dłużej wytrzymać i musiałem sprawdzić jedną rzecz. Znalazłem pilot od okien i włączyłem na tryb częściowego zaciemnienia pomieszczenia. W pokoju zaczęło robić się jaśniej, jednak usilnie kierowałem swoje spojrzenie na okna. 
Rozjaśnianie skończyło się. Jedyne, co odnotowałem, to delikatne pieczenie oczu, które po chwili ustało. Kąciki mych ust niemal niezauważalnie uniosły się. Więc jednak.
Dopóki nie poczuję głodu, światło nie może mi wiele zrobić. 
Poszedłem po laptop do łazienki, po czym podłączyłem go do ładowania w sypialni. Leżałem na łóżku wpatrując się bezsensownie w sufit i podpierając głowę ręką. Nie mogłem zostać tu na zawsze. Odizolowany. Samotny. Bez celu. 
Każda sekunda, która przemija, nie nadejdzie już nigdy po raz drugi. To nic, że przede mną było ich nieskończenie wiele. Odczuwałem poczucie winy nie wykorzystując ich należycie. Ruszyłem do schowka i wyjąłem z szafki wszystkie swoje stare ubrania, które przeniosłem do korytarza. Zacząłem przeszukiwać wszystkie meble, wyjmowałem to, co mogło mi się przydać, a nie miałbym na to w najbliższym czasie pieniędzy. Za regałem znalazłem dwie podróżne torby - jedna na kółkach, druga sportowa, na ramię, obie dość pojemne.
Zapakowałem ubrania i niezbędne przedmioty, odłączyłem laptop z gniazdka i wsadziłem go razem z ładowarką w boczną kieszeń torby. Gdy zasunąłem zamek, zostało w niej jeszcze trochę miejsca. Poszedłem do salonu, otworzyłem barek i wyciągnąłem czerwone, wytrawne wino, które wcisnąłem między ubrania. 
Teraz mogłem już iść. Wątpiłem w powrót pięciu istot do tego miejsca. A jeśli chciałyby się ze mną skontaktować lub mnie sprawdzić, myślę, że znalazłyby moją lokację bez większego wysiłku. 
W pełni przygotowany, zarówno fizycznie jak i psychicznie, chwyciłem bagaże w dłonie i szeroko otworzyłem drzwi wejściowe do nieznanego mi jeszcze życia.
Przekroczyłem próg mieszkania o siedemnastej dwadzieścia cztery.
~~~~~~
Znowu mam nadzieję, że nie zwalam zbytnio toku opowiadania. ._.
Dobrej nocy.
~Yukio

czwartek, stycznia 19, 2012

II - Początki

Dzisiejsza noc była straszna. Bezsenna. Mówi się przecież, że jak człowiek chory, to potrzebuje snu. Widocznie mi to jakoś nie leży. Może za dużo rozmyślałem, jak zwykle przecież. Kto wie. Dlatego, żeby już dzisiaj spać spokojnie, zamieszczam kawałek opo. 
~~~~~~
Otworzyłem oczy. Usiadłem i postawiłem nogi na podłogę. Wymacałem ręką walającą się pod kołdrą koszulę i zarzuciłem ją na siebie nie zapinając guzików. Na zewnątrz prawdopodobnie było ciemno, ale na wszelki wypadek spojrzałem na zegar. Siedemnasta dwadzieścia cztery. Muszę przyznać, że po wciśnięciu przycisku odsłaniania okien stałem się niespokojny, zacząłem się denerwować. Cały stres uszedł jednak już po chwili, gdy za oknem ujrzałem jedynie blask tutejszych świateł. Co za ulga.
Przeciągnąłem się i ziewnąłem. Z tego, co zdążyłem zauważyć, budynek, w którym się znajdowałem był dość wysokim wieżowcem (ach, te widoki).  Pokoje były urządzone naprawdę ładnie, przynajmniej na moje oko i gust. Minimalizm i tradycjonalizm w jednym. Średniej wielkości, prosta szafka sięgająca mi do pasa, półka z paroma książkami wisząca nad łóżkiem, które stało przy ścianie naprzeciwko otwartych, ciemnobrązowych drzwi, szafka nocna z jedną szufladą, dwa krzesła ze zdobionymi oparciami przysunięte do małego stolika, przy którym mogłem usiąść i obserwować świat na zewnątrz przez ścianę złożoną z wielkich okien, u których góry widać było małe paski - pozostałości żaluzji. To wszystko na sypialnię o wymiarach pięć na sześć metrów. Mimo tego, iż całe mieszkanie wyglądało podobnie, tylko w tym pokoju czułem się tak bezpiecznie i przytulnie. Może to przez ten biały dywanik leżący na podłodze, który tak miło łaskotał w stopy.
Przede mną była jeszcze cała noc. Nie miałem pojęcia, od czego powinienem zacząć. Uczucie posiadania przed sobą tak ogromnej ilości czasu już dawało mi się we znaki. Właśnie tego tak bardzo się obawiałem. Zniewolenia przez to jedno uczucie, paraliż i wciąż utrzymujący się wewnętrzny niepokój, lęk przed wiecznością.
To był dopiero pierwszy dzień mojego nowego istnienia, a już myślałem o czymś takim.
Zawsze deliberowałem o wiele więcej, niż powinienem. To tylko mnie wyniszczało.
W każdym bądź razie, by nie marnować sobie reszty nocy postanowiłem się zrelaksować. Jeszcze ten dzień pozostałem w mieszkaniu, tak dla bezpieczeństwa i przyzwyczajenia się do stanu, w którym się znajdowałem.
Sprawdziłem łazienkę. Na wannie umieszczona była ruchoma klapa, dzięki której można było całkowicie ją przykryć. Przydatna rzecz. Odkryłem wannę i odkręciłem ciepłą wodę. Gdy poziom cieczy w wannie się podnosił, poszedłem do sąsiedniego, małego pokoju z szafą i regałem. To miał być chyba schowek, ale nie do końca wyszedł jego twórcom. Zacząłem przeszukiwać meble w poszukiwaniu jakichś dobrych, zarówno pod względem rozmiaru jak i stylu, ubrań. Zatkało mnie.
W środku szafy znalazłem moją odzież. Ubrania z czasów pierwszego życia. Nie miałem pojęcia, skąd się tam wzięły. Komu chciało się je przenosić, specjalnie dla mnie, aż tutaj, do punktu oddalonego o jakieś dziewięć tysięcy kilometrów od miejsca mojej śmierci?
Widocznie komuś się chciało. Zastanawianie się nad tym nic by nie dało, więc wziąłem pierwsze lepsze bokserki, jedną z moich ulubionych bluzek w nadruki w stylu visu, spodnie z odpinanymi nogawkami i czarny, dłuższy, rozpinany sweterek i zaniosłem je do łazienki. Pogrzebałem chwilę w szafce przy wannie i znalazłem płyn do kąpieli. Wlałem około dwóch nakrętek, po czym poszedłem do salonu.
Był niesamowicie duży. Na samym środku pokoju stała kanapa obita czarną skórą, a przed nią niski stół ze szklanym blatem. Po prawej stronie, w rogu, tuż przy oknie, które robiło za ścianę znajdowała się serwantka i barek. Dziwne było to, że na całej powierzchni tego mieszkania nie znalazłem kuchni. Tuż za drzwiami do salonu stało małe biurko. Zacząłem szukać w nim czegoś ciekawego, co mogłoby mi pomóc spędzić ciekawie czas.
Z dolnej szuflady wyciągnąłem laptop. Zupełnie nowy, nieużywany. Włączyłem go i postawiłem na podłodze przy drzwiach. Zanim się uruchomił wyjąłem z barku różowe, półsłodkie wino i nalałem do wysokiego, zwężającego się ku górze kieliszka, który znalazłem w serwantce. Wziąłem butelkę z winem razem z kieliszkiem i zaniosłem je do łazienki. Gdy sprawdziłem stan baterii w laptopie (pełna), zrobiłem z nim to samo.
Zasłoniłem wszystkie okna i zamknąłem się w łazience. Zrzuciłem z siebie koszulę i przystanąłem na moment przed lustrem, które rozciągało się szerokim pasem po całej ścianie nad umywalką.
Miałem inne oczy. Bardziej... obojętne. Odległe, obce. I smutne. Ta osoba... może już nie byłem w pełni sobą? Nie wiem tego do tej pory. Ale jestem pewien, że się zmieniłem.
Poza oczami i tym, że trochę urosły mi włosy nie odnotowałem żadnych innych zmian w swoim wyglądzie. Położyłem laptop na klapie, którą zasunąłem do połowy, zdjąłem spodenki i wsunąłem się do wody. Po raz pierwszy od przebudzenia poczułem ciepło. Brakowało mi tego.
Odetchnąłem, podniosłem naczynie z podłogi i wziąłem z niego łyk, po czym zacząłem szukać informacji o mieście, w którym się znajdowałem. Muszę od czegoś zacząć. Czas zakończyć początki i wejść w dalszy etap drugiego życia.
~~~~~~
Miłego wieczoru.
~Yukio

I - Przebudzenie





Na początek, wstęp. Mam nadzieję, że Cię tu nie zanudzę czy też nie zniechęcę do dalszego czytania. I proszę, zostaw swój komentarz, z opinią, krytyką, pomysłem, czymkolwiek, ale daj mi znać, że jesteś. 
Dla Ciry, bo dzięki niej to zaczynam. Dzięki niej mogę to skończyć.
~~~~~~~~~~


Obudziłem się w nieznanym mi pokoju. Dookoła mnie stali jacyś ludzie. Chyba ludzie. Nie jestem pewien, bo po dłuższym przyjrzeniu się im zauważyłem, że ich skóra jest niesamowicie blada a uśmiechy jakieś takie inne - zbyt magiczne i drapieżne zarazem, porywające i zniewalające. Usiadłem, po czym odruchowo poszukałem wzrokiem zegarka na ścianie, by sprawdzić godzinę. Pora była późna, więc zdziwiłem się, że widziałem wszystko tak dokładnie, bez najmniejszego wysiłku, przecież nawet światła były zgaszone. To  ewidentnie nie było normalne. Znów popatrzyłem na nich - pięć majestatycznych osób, spokojnie spoglądających na moją twarz. Nic nie mówili. Gdy wstałem, wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Czworo z nich odwróciło się i ruszyło w stronę wyjścia z pokoju. Po chwili usłyszałem trzaśnięcie innymi drzwiami, prawdopodobnie wejściowymi do mieszkania. Zostałem sam na sam z jedną z tych istot.
Mężczyzna podszedł bliżej, jedną rękę położył na mojej głowie, a drugą objął moją dłoń. Czułem, że coś mi w niej przekazuje. Po chwili spoczywania w tej pozycji i spoglądania mi w oczy troskliwym wzrokiem odsunął się i wyszedł jak pozostali. Stojąc pośrodku pomieszczenia, kompletnie sam, zerknąłem na to, co mi przekazał - był to kawałek papieru, zwinięty w rulonik, obwiązany czarną wstążką. Rozwiązałem kokardkę i rozprostowałem papier.
Po przeczytaniu notki zapisanej zbyt kurtuazyjnym jak na zwykłego człowieka pismem, wiedziałem już, czym jestem. TO się dokonało. Stałem się tym, co jest śmiercią i życiem, pięknem i brzydotą, dobrem i złem, darem i przekleństwem. Od tamtej pory miałem na wszystko czas. Tylko musiałem uważać. Od tamtej przeklętej pory moje życie miało stać się ciągłą ostrożnością. Bycie tym wcale nie jest takie proste jak to się wszystkim, którzy słyszeli o nas w opowieściach, wydaje. Strach. Lęk. Poczucie bycia zarówno ofiarą, jak i łowcą. Przekleństwo.
Ponownie zerknąłem na zegar. Do świtu pozostała niecała godzina. Podszedłem do okien i wyjrzałem przez nie. Wysokie, zasłaniające krajobrazy wieżowce, mnóstwo świateł - bezustannie tętniące życiem miasto. Pamiętam, jak wizja przyszłości mnie wtedy przerażała. Jak zwykle bałem się wszystkiego. Byłem pesymistą. W sumie to nawet wolałem zakładać z góry gorszy bieg wydarzeń i cieszyć się z sukcesów bardziej, niż gdybym był optymistą i załamywał się przy każdej porażce czy niepowodzeniu. Tak, miałem mnóstwo czasu. Nie musiałem podążać za mym celem zbyt szybkim tempem. Dlatego też po chwili wyglądania przez okno postanowiłem przygotować się na świt tak, jak było to dokładnie opisane na karteczce, którą dostałem od nieznajomego.
Ta notka od tamtego momentu była moim sposobem na przetrwanie, bez niej nie wiedziałbym, jak to wszystko działa. Dopóki nie zapamiętałem jej dokładnie, nie mogłem jej zgubić albo zniszczyć, inaczej czekała mnie pewna śmierć, której tak nieudolnie próbowałem uniknąć za "pierwszego życia".
Zasłoniłem okna zasłonami i żaluzjami za pomocą pilota, zamknąłem drzwi wejściowe do pokoju, nastawiłem budzik w zegarku stojącym na szafce nocnej obok łóżka, po czym zdjąłem niewygodną koszulę i położyłem się spać. Była to pierwsza noc, podczas której nie dane było mi śnić normalnie. 
~~~~~~~~
Tak ,to koniec tego "Początku".
Mam  nadzieję, że jak na początek może być.
Dobrej nocy, moi mili.
~Yukio