Muzyka

czwartek, lipca 05, 2012

Endings Without Stories - Madness

Natchnione deszczem pewnego dnia, który właśnie sobie przypominam. Rainymood robi swoje.
No i chęci na pisanie w rodzaju żeńskim.~
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Krople deszczu kończąc swój lot na krawędziach parapetów tworzą tak relaksującą melodię, że uważam, iż powinnam być szczęśliwa. Deszcz zawsze przynosił mi ulgę. Tak samo jak podczas burzy piorun przynosi wyładowanie, tak mokre krople spadające z nieba obmywają mnie z mojego napięcia i przynoszą oczyszczenie. Jednak tym razem tak nie jest. Wciąż czegoś mi brakuje.
Powierzchowne radości i udawany uśmiech skrywają tylko chaos, wciąż rozżarzony tak, jakby nigdy nie miał przestać się tlić i dusić mnie wydzielanym przez siebie dymem.
Wiem, że nic nie zmienia się od razu, tak, jak nie od razu Rzym zbudowano. Staram się dążyć do celu i powoli go osiągać, ale wciąż czuję jakbym w ogóle się do niego nie przybliżała. Przecież mam nawet pomoc, jednak nawet z nią, jak widać, nic mi nie wychodzi.
Czy bycie świadomym swej choroby jest rzeczą dobrą?
Przez tę świadomość zadaję sobie coraz więcej pytań. Jaka byłabym, gdybym nie znała cierpienia swego wnętrza, wywołanego tą chorobą? Czy prawdziwą mną jest ta, która cierpi, czy ta, która nie zmieniła się pod wpływem tego cierpienia? Albo może ta, którą byłam przed chorobą?
Z jednej strony chcę się zmienić i zapomnieć o cierpieniu, ale z drugiej wolę nie zdrowieć. Nie chcę utracić wartości, które nabyłam dzięki tej rozpaczy. Nie chcę się zmienić, bo wolałabym wiedzieć kto tak naprawdę będzie ze mną na zawsze, niezależnie od tego, ile we mnie nieznośnej boleści. Nie chcę tracić trzeźwego spojrzenia na świat. Nie chcę nabyć nowego poczucia moralności, ponieważ uważam, że wartości jakie teraz wyznaję są prawidłowe i słuszne. Dobre.
Ale w sumie co ja mogę wiedzieć o byciu dobrym?
Przecież cała jestem zła i beznadziejna.
Jak mogę pomóc innym, skoro nie potrafię pomóc samej sobie? Jak inni mogą mnie lubić, skoro sama się nienawidzę? Jak mogę być silna na zewnątrz przez cały czas, gdy w środku jestem tak słaba? Jestem niczym.
Smutek. Żal. Rozpacz. Cierpienie. Udręka. Ból. One cały czas się gdzieś kłębią. Tylko od czasu do czasu wzbierają tak bardzo, że muszą znaleźć ujście na zewnątrz. A ludzie się dziwią, gdy będą świadkami tego wylewu uczuć. Nic nie wiedzą.
A po takim upuście pozostaje tylko pustka. Znowu ją czuję. To właśnie ona nie pozwala mi zmyć z siebie tego wszystkiego - przecież deszcz nie może obmyć czegoś, co nie istnieje.
Mam ochotę wyciąć z siebie tę pustkę. Jednak tym razem staram się nie poddać  i spróbować wytrzymać bez jej wycinania. Chcę zobaczyć, czy wciąż jestem na tyle silna, by się powstrzymać od powrotu do nałogu.
Jakże kontrastowe i odwrotne jest bycie tak skrytym i zamkniętym w swoim świecie, jeśli tak naprawdę chce się poznać kogoś, kto będzie cierpiał tak samo i zauważy naszą gehennę? Móc się z nim tym wszystkim podzielić, tym wszystkim biorącym się z niczego. To po prostu jest we mnie. 
To nie ma początku. I chcąc końca, stwierdzam, iż temu końca nie ma.
Jest to jak zakończenie bez opowieści.
~~~~~~~~~~
Tak.
W sumie to zadziwiam się swoją osobą. 
Nie wiem, mój umysł chyba po prostu jest jak wszechświat. Nie wiem, gdzie są jego granice i czy kiedykolwiek do nich dotrę, czy go całkowicie poznam.
Zobaczymy.