Muzyka

wtorek, października 23, 2012

Jawa

Stanął przed drzwiami mieszkania swojej siostry ciotecznej. Czuł w środku nieprzyjemny ucisk... przeszkadzał mu w skupieniu, coraz ciężej było mu myśleć. Jakby to, że słyszał obok siebie rozmowę matki, ciotki i babci nie było wystarczającą przeszkodą by racjonalnie podjąć parę decyzji.
Jego umysł zarejestrował tylko twarz siostry, roześmianą i pełną życzliwości. Poza tym jego głowa była pusta. Nic. Nie wiedział, co się dookoła niego dzieje. Nie potrafił. Nie mógł. Mimo tego, że chciał.
Wiedział, że rozglądał się po pokojach i przytakiwał słowom, które odbierało jego ciało. Było ono teraz tylko i wyłącznie pojemnikiem, niczym więcej. Dodatkowo miało coś w rodzaju własnej woli, jednak nie musiał jej specjalnie kontrolować. Było to po prostu wybawieniem.
Trzymał w ręce ręcznik, stał w korytarzu łączącym prysznic z wanną i toaletą. Musiał przyznać, że było to dość nietypowo urządzone mieszkanie. Odpłynął na dłużej. Unoszące się wokół kłęby gorącej pary wodnej sprawiały wrażenie pełnych wolności. Takie swobodne, niezależne. Rozejrzał się dookoła. Cztery ściany kabiny prysznica przerażały go. Lustra. Wszędzie swoje odbicie. I ta przestrzeń budowana w głębi luster, stworzona przez powielanie odbić innych tafli. Wyszedł z kabiny tak szybko, jak tylko dał radę.
W międzyczasie przyszła ciotka z córkami. Stara prukwa. Od wymiany jednego spojrzenia poczuł obrzydzenie. Przywitał się z siostrami ciotecznymi i usiadł w rogu długiej kanapy.
Poczuł lęk. Nie wiedział przed czym, po prostu się bał. Starał się tego nie okazywać. Chyba mu to wychodziło.
Matka podsunęła mu jeden z wielu półmisków stojących na stole. Tak bardzo wystawna kolacja. I po co?
Nie czuł głodu. Jedynie woda, którą ledwo co wypił podchodziła mu do gardła. Ściskało go. Jakby cała zawartość jego brzucha samowolnie rozkurczała się i kurczyła. I ten nieznośny ucisk i uczucie mdłości w dolnej części jamy brzusznej.
Nie. Teraz nie był w stanie przełknąć czegokolwiek. Wstał od stołu i poszedł do pomieszczenia z wanną.
Nikt z osób siedzących przy stole nie zwrócił na niego uwagi. Tak mało ważny. Niezauważalny.
Opuścił skobel. Zamknął się. Odciął.
Jedyne co chciał teraz otworzyć, to swoje ciało.
Zaczął przeszukiwać szuflady, wyrzucać zawartość wiszących nad wanną zamykanych półek.
W końcu znalazł to, czego szukał.
Otworzył swe ciało. Najpierw delikatnym ruchem ręki po wewnętrznych stronach ud. Lekkie szczypanie ulżyło mu, jednak nie było ono wystarczające. Szybszymi, ale dokładniejszymi i mocniejszymi ruchami zajął się dalszą częścią nóg. Powoli zbierająca się ciecz, która później spływała po jego kończynach uwalniała go od wewnętrznego cierpienia. Wiedział, że jest wolny tylko na chwilę, moment, że niedługo ta ulga się skończy i wszystko powróci tak samo silne jak przedtem... ale każda chwila uwolnienia była tego warta.
W sumie nie miał już nic do stracenia.
Spontaniczna myśl i rozpacz wzięły górę nad rozsądkiem.
Postanowił zająć się wewnętrzną stroną rąk.