Muzyka

wtorek, lipca 23, 2013

From cradle to grave.

Robił to codziennie. Budziło to w nim swoistą przyjemność od kiedy tylko sięgał pamięcią.
Już dawno temu wyzbył się ludzkich cech... chociaż patrząc na to wszystko inaczej, stwierdził, iż chyba nigdy ich do końca nie posiadał. Jego podniecenie i samozadowolenie wzrastało za każdym razem, gdy słyszał plotki o swoich czynach, które spływały z ust przechodzących ulicami szarych ludzi spragnionych nowej pożywki i uczucia ekscytacji oraz strachu. Przecież był wśród nich na co dzień. Owszem, odsuwali się od niego, nie chcieli z nim przebywać i nie czuli się komfortowo w jakkolwiek wyrażonej jego obecności. Mógł nawet być przez nikogo niezauważony - ludziom wystarczyły same jego feromony... tak odstraszające. Ostrzegające ich przed zagrożeniem? Może.
Właśnie przeszedł obok stojącej swobodnie przed jednym z wielu sklepów grupy osób. Wszyscy byli ubrani dość niecodziennie - u mężczyzn spinki przy krawatach, eleganckie koszule, spodnie od garnituru; u kobiet zaś proste i oficjalne spódnice za kolano i kolorowe koszule z nierzucającymi się w oczy żabotami lub stójkami zamiast zwykłych kołnierzyków. Tak bardzo przesiąknięte zapachami perfum i dezodorantów doskonałe stado... postanowił, że właśnie ta grupa stanie się jego "wybrańcami". Wybierze ich jednak losowo... po czym znajdzie, jednego po drugim.
Gdy przeszedł obok wypatrzonych z tłumu siedmiu osób otulił się płachtą swego płaszcza zbyt kurtuazyjnie jak na kogoś, na kogo wyglądał. Po stracie ludzkich cech i zachowań nabył nowe, unikalne i wręcz doskonałe manieryzmy. Lubił mieć ich świadomość.
Gdyby młodzi dorośli zauważyli i obserwowali nietypowego nieznajomego, zapewne zauważyliby także jego nagłe zniknięcie. Zapadł się pod ziemię tuż za rogiem sklepu, przed którym stała wybrana przez niego grupa osób.
Ofiary.
***
Zapadł wieczór. Stworzenie wyszło ze swojej kryjówki i skierowało się w stronę sklepu, pod którym, parę godzin wcześniej, stała grupa dwudziestolatków. Gdy dotarło na miejsce postanowiło zaryzykować i odchyliło kołnierz swojego płaszcza, który przez większość czasu służył mu jako zakrycie nieludzkiej twarzy. Stwór przymknął oczy i skupił się na przywołaniu zapachów. Zapamiętał je dość łatwo, więc pójście za jednym z nich nie stanowiło dla niego większego problemu. Charakterystyczna szyprowa  barwa musiała zostać rozsiana przez jedną z kobiet. Rzadko kiedy można trafić na kogoś, kto używa tego typu perfum. Miał szczęście.
Zapach ciągnął się w stronę jednego z mniejszych osiedli miasta. Czuły węch osobnika zaprowadził go prosto do celu.
Stał teraz przed obskurnymi drzwiami jednego z wielu mieszkań starej kamienicy. Woń zdawała się wypełzać niczym gęsta mgła przez ledwo zauważalne szczeliny. Nie mógł doczekać się tego, aż dopadnie swoją ofiarę. Z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjął skompresowany worek, który przełożył do zewnętrznej, by szybciej móc go wyjąć. Bez chwili wahania powoli nacisnął klamkę, po czym drzwi ustąpiły z lekkim skrzypnięciem. Przeklął się w duchu za nierozważność, jednak taki błąd nie powinien sprowadzić na niego żadnych większych kłopotów. By nie tracić czasu, stworzenie ruszyło wgłąb mieszkania, gdzie znalazło spokojnie drzemiącą kobietę.
***
Na każdego z nich stracił po dniu. Mógłby zdobyć ich o wiele szybciej, ale ostatnimi czasy brakowało mu tego pewnego rodzaju natchnienia. Cóż, bywa i tak, nie miał zamiaru robić nic na siłę.
Zdjął pozornie zamkniętą kłódkę z kraty, którą delikatnie pchnął i zamknął za sobą. Odłożył upakowane w worku mięso, wysypał pokryte nieznacznymi ilościami tkanek kości do głębokiego miejsca kanału i spojrzał w stronę wylotu szerokiej rury. Słyszał szum spadającej wody, spieniającej się w momencie wpadania do rzeki. Miał nadzieję, że odpadki ukryją się w jej korycie co najmniej do momentu opuszczenia przez niego miasta.
Podniósł niedbały pakunek i pospieszył w stronę starych, lecz solidnych, drewnianych drzwi, znajdujących się w otchłani ciemnego korytarza odbijającego od ścieków. Wolną ręką sięgnął pod znoszoną koszulkę i wyciągnął spod niej niepozorny, mały kluczyk zawieszony na łańcuszku. Przekręcił go w zamku i wszedł do pomieszczenia spowitego odorem zgnilizny. Zamknął drzwi od wewnątrz i osunął się po ścianie. Dopiero teraz pozwolił sobie na chwilę prawdziwego wytchnienia. Mógł pozostać w tej całkowicie ciemnej komnacie do momentu wykończenia zapasów, które tak długo zbierał. Poczuł ogromną falę zalewającej go satysfakcji.
***
Zardzewiała misa z wodą coraz częściej zaprzątała jego myśli. Znajdujące się w środku psujące się mięso kusiło go swym odorem. Nie mógł się doczekać chwili, gdy wyjmie je w pełni dojrzałe i pochłonie z wręcz nabożną czcią. Pozostałe gotowe mięso składał w rogu pomieszczenia. Podszedł do jednej sterty kawałków i poczęstował się. Nie chciał ruszać się z jedynego miejsca, w którym tak naprawdę czuł się swojsko. Wiedział, że niedługo nadejdzie czas kolejnych polowań, jednak nie miał ostatnio żadnych chęci na wychodzenie. Zbyt dużo barw, zapachów, smaków... zaczynały go przytłaczać. 
*** 
Szara skóra pokryta lepką warstwą potu zalśniła nieznacznie w promieniach zachodzącego słońca. Kolana wychudzonych nóg opadły z hukiem na beton ulicy. Oczy, których białka zmieniły kolor na czarny, a tęczówki wyróżniały się niespotykanym, białym odcieniem, zalśniły rozpaczliwym pragnieniem zemsty. Wiedział, że prawdopodobieństwo tego, iż zostawią go przy życiu jest naprawdę niewielkie, jednak tliła się w nim nadzieja niechcąca go opuścić. Czarna maź spływała z jego skroni, zalewając mu ślepia.
Nie mógł spojrzeć swobodnie w niebo, było jeszcze zbyt jasno. Nie mógł sięgnąć swoimi szponiastymi palcami po okulary, które mogłyby sprawić, iż poczułby się lepiej. Nie mógł się odwrócić, bo prawdopodobnie snajper od razu pociągnąłby za spust.
Nic nie mógł.
***
Sęp.

2 komentarze:

  1. To takie cudne ; - ; Wciąga już od pierwszych zdań , wypuszcza dopiero po ostatnim słowie. Masz talent.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciągające. :)

    fajny blog :D
    Zapraszam do mnie ;*
    http://agu-aguu1.blogspot.com/
    Bardzo zależy mi na komentarzach :)

    OdpowiedzUsuń